2
Lista PrzePrzebojów
Nie będzie dziś o SL. Bo w obecnych warunkach na snapshoty nie ma szans, a podobno o SL bez obrazków pisać niepodobna. Tak słyszałam. Serio.
Nie będzie wizualnie, będzie dźwiękowo. O tym, co mi zagościło w iPodzie i nie chce się wynieść. Połączenie jest conajmniej schizofreniczne, a kolejność przypadkowa...
Nick Cave & The Bad Seeds DIG LAZARUS DIG!!!

Mistrz Jaskinia powraca w wielkim stylu. Cave nie śpiewa. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że nie potrafi. Opowiada za to historie i robi to najlepiej. Od humorystycznego "Dig Lazarus Dig" po melancholijne "Moonland", wszystko smakuje wyśmienicie nawet przy setnej dokładce. I kiedy mówi "I'm not your favourite lover, I'm not your favourite friend", to zdecydowanie kłamie.
PJ Harvey STORIES FROM THE CITY, STORIES FROM THE SEA

Skoro już przy historiach jesteśmy, tytuł mówi sam za siebie. Polly Jean też opowiada, ale z punktu widzenia kobiety. Chyba skomplikowanej, ale nie mogę się jakoś zdecydować, bo o miłości śpiewa prosto i efektownie. Była podobno dziewczynką Cave'a, potem Thoma Yorka Radiogłowego (który zresztą na płycie odzywa się gościnnie). Ciągną do niej Panowie, a ja wcale się im nie dziwię. Pamiętam, jak w wieku jedenastu czy dwunastu lat zobaczyłam teledysk do "C'mon Billy" i zakochałam się bez pamięci. Była tak odpychająca, że aż pociągająca. I bardzo ekspresyjna.
To najbardziej "miejska" płyta, jaką znam. I chociaż ma już ładnych parę lat, to jeszcze mi się nie znudziła. Służy jako energetyczny kop, kiedy rozładują mi się baterie. Jest w niej jakiś zaraźliwy optymizm, chociaż pojawiają się tam panowie z pistoletami i odwieczny motyw poszukiwania własnego miejsca. Nie mogę się zdecydować, który kawałek lubię najbardziej, bo lubię je wszystkie. Najbardziej. Wybierzcie sobie.
Prodigy INVADERS MUST DIE

Prodiż ląduje i jednym machnięciem pokrywki przegania konkurencję. Płyta mocna, eklektyczna (od ciężkawych gitar po dicho i reagge!). Niepodobna przy tym przynajmniej kilka razy nie tupnąć łapą. "Omen" spędza mnie z krzesła przynajmniej trzy razy dziennie. Jeśli ktoś posiada iPhone'a/iPod'a Touch, polecam zassanie Tap Tap Revenge 2 i życzę wyniku 100% przy tym numerze.
Bear McCreary BATTLESTAR GALACTICA SEASON THREE SOUNDTRACK

Bardzo dobra ścieżka dźwiękowa z jeszcze lepszego serialu. Nie pomyślelibyście, że w produkcji Science-Fiction można usłyszeć muzykę inspirowaną celtycka? Nie? No właśnie. Numer, który pozostawił mnie ze szczęką na podłodze, to cover "All Along The Watchtower" (wcześniej wykonywany przez Dylana i Hendrixa). Kontekst, w którym osadzono ten numer powala na kolana. Obędzie się bez spoilerów, obejrzyjcie sami.
Antony and the Johnsons THE CRYING LIGHT

Antonia się albo kocha, albo nienawidzi. Jego głos większość kosztujących wyprowadza z równowagi po średnio dwóch minutach. Farinelli mógłby być jego dziadkiem, ale z przyczyn raczej oczywistych wykluczamy taką możliwość. Antoś jest oryginałem i dewiantem. Chodzi w damskich ciuszkach, maluje swe krasne lico i uprawia najbardziej perwersyjną muzykę na świecie. Delikatnym melodiom towarzyszą teksty o miłości do martwego chłopca, masochiźmie, Hitlerze i tym, że mały chłopiec chce zostać w przyszłości piękną kobietą (poprzednie albumy, ale temu również nic nie brakuje). Dla niektórych zapewne za dużo, ale mnie Dżonsoni przekonują. Tak podane przełknę wszystko. Muzyka, od której ma się dreszcze.
Na dziś koniec. Za długich postów nikomu się nie chce czytać, a ja chcę być poczyt(al)nym recenzentem. C.D.N.
P.S. Podobno u Uzi też będzie dziś muzycznie, więc chyba jestem cool...
UWAGA! WYZWANIE! Podzielmy się smacznymi kąskami. Nakarmcie kota muzyką, publikujcie swoje listy.
Nie będzie wizualnie, będzie dźwiękowo. O tym, co mi zagościło w iPodzie i nie chce się wynieść. Połączenie jest conajmniej schizofreniczne, a kolejność przypadkowa...
Nick Cave & The Bad Seeds DIG LAZARUS DIG!!!

Mistrz Jaskinia powraca w wielkim stylu. Cave nie śpiewa. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że nie potrafi. Opowiada za to historie i robi to najlepiej. Od humorystycznego "Dig Lazarus Dig" po melancholijne "Moonland", wszystko smakuje wyśmienicie nawet przy setnej dokładce. I kiedy mówi "I'm not your favourite lover, I'm not your favourite friend", to zdecydowanie kłamie.
PJ Harvey STORIES FROM THE CITY, STORIES FROM THE SEA

Skoro już przy historiach jesteśmy, tytuł mówi sam za siebie. Polly Jean też opowiada, ale z punktu widzenia kobiety. Chyba skomplikowanej, ale nie mogę się jakoś zdecydować, bo o miłości śpiewa prosto i efektownie. Była podobno dziewczynką Cave'a, potem Thoma Yorka Radiogłowego (który zresztą na płycie odzywa się gościnnie). Ciągną do niej Panowie, a ja wcale się im nie dziwię. Pamiętam, jak w wieku jedenastu czy dwunastu lat zobaczyłam teledysk do "C'mon Billy" i zakochałam się bez pamięci. Była tak odpychająca, że aż pociągająca. I bardzo ekspresyjna.
To najbardziej "miejska" płyta, jaką znam. I chociaż ma już ładnych parę lat, to jeszcze mi się nie znudziła. Służy jako energetyczny kop, kiedy rozładują mi się baterie. Jest w niej jakiś zaraźliwy optymizm, chociaż pojawiają się tam panowie z pistoletami i odwieczny motyw poszukiwania własnego miejsca. Nie mogę się zdecydować, który kawałek lubię najbardziej, bo lubię je wszystkie. Najbardziej. Wybierzcie sobie.
Prodigy INVADERS MUST DIE

Prodiż ląduje i jednym machnięciem pokrywki przegania konkurencję. Płyta mocna, eklektyczna (od ciężkawych gitar po dicho i reagge!). Niepodobna przy tym przynajmniej kilka razy nie tupnąć łapą. "Omen" spędza mnie z krzesła przynajmniej trzy razy dziennie. Jeśli ktoś posiada iPhone'a/iPod'a Touch, polecam zassanie Tap Tap Revenge 2 i życzę wyniku 100% przy tym numerze.
Bear McCreary BATTLESTAR GALACTICA SEASON THREE SOUNDTRACK

Bardzo dobra ścieżka dźwiękowa z jeszcze lepszego serialu. Nie pomyślelibyście, że w produkcji Science-Fiction można usłyszeć muzykę inspirowaną celtycka? Nie? No właśnie. Numer, który pozostawił mnie ze szczęką na podłodze, to cover "All Along The Watchtower" (wcześniej wykonywany przez Dylana i Hendrixa). Kontekst, w którym osadzono ten numer powala na kolana. Obędzie się bez spoilerów, obejrzyjcie sami.
Antony and the Johnsons THE CRYING LIGHT

Antonia się albo kocha, albo nienawidzi. Jego głos większość kosztujących wyprowadza z równowagi po średnio dwóch minutach. Farinelli mógłby być jego dziadkiem, ale z przyczyn raczej oczywistych wykluczamy taką możliwość. Antoś jest oryginałem i dewiantem. Chodzi w damskich ciuszkach, maluje swe krasne lico i uprawia najbardziej perwersyjną muzykę na świecie. Delikatnym melodiom towarzyszą teksty o miłości do martwego chłopca, masochiźmie, Hitlerze i tym, że mały chłopiec chce zostać w przyszłości piękną kobietą (poprzednie albumy, ale temu również nic nie brakuje). Dla niektórych zapewne za dużo, ale mnie Dżonsoni przekonują. Tak podane przełknę wszystko. Muzyka, od której ma się dreszcze.
Na dziś koniec. Za długich postów nikomu się nie chce czytać, a ja chcę być poczyt(al)nym recenzentem. C.D.N.
P.S. Podobno u Uzi też będzie dziś muzycznie, więc chyba jestem cool...
UWAGA! WYZWANIE! Podzielmy się smacznymi kąskami. Nakarmcie kota muzyką, publikujcie swoje listy.