1
Mała katastrofa
Posted by Morri
on
13:16
Przyjechałam na święta do domu. Miało być miło i spokojnie, wyszło jak zwykle. Zepsuł się rodzinny komputer. Jako, że porządnego wkrętaka (pamiętajcie drogie dzieci, śrubokręty istnieją tylko w bajkach i mowie potocznej!) tu nie uświadczysz, zabrałam się za rozkręcanie drania nożem do masła. Macałam, błagałam, groziłam. Nic. Kaplica. Cóż było robić, postanowiłam zmienić włosy swojemu RL avatarowi. Najpierw kolor. I pierwsze nerwy. Tekstura wczytywała się wieki, a w wyniku jakiegoś buga rozlała się na pół łazienki! Posprzątałam i zabrałam się za rezowanie wymarzonej fryzury. Po 30 minutach w końcu wyglądałam jak tania podróba Amy Winehouse, ale włosy po wylaniu na nie hektolitrów lakieru wcale nie były flexi. Ciężka sprawa. Nie jest źle. Potrafię żyć bez internetu. Tylko paradoksalnie, czuję się zamknięta nie będąc złapana w sieć sieci. Ograniczona brakiem dostępu do informacji, do ślicznej kolorowej nowomedialnej sieczki. A przede wszystkim brakiem kontaktu z Wami... Pomimo wszelkich krzyków, że zapośredniczony i niepełny, jest dla mnie bardzo ważny. Ten post nie będzie ładny i kolorowy. Piszę go na komórce klnąc po cichu na ból kciuka. Piszę, żeby życzyć Wam wesołej reszty świąt. I podziękować za to, że jesteście i jesteście tacy klawi. Wypijcie za mnie kubek pikselowego kakao. Zimno tu w lesie.